Słowo „kiedyś”…to dla mnie takie zaszyfrowane „nigdy”…
Te oba słowa znaczą tak wiele, a zarazem nic… Są zapowiedzią końca bez obietnicy początku… Mają potworną moc… Potrafią zniszczyć…
Najczęściej mówimy przeróżne słowa będąc pod wpływem różnych emocji, żalu, pretensji czy zagubienia… Tak naprawdę nie zastanawiamy się jaki ładunek one niosą ze sobą… Ale tacy już jesteśmy… A wymawiając te słowa, sami może nie do końca w to wierząc, czasami krzywdzimy innych i w jakiś sposób ograniczamy siebie… A po uspokojeniu się i zobaczeniu innej perspektywy problemu wszystko staje się zupełnie inne… I wtedy okazuje się, że nasze słowa znaczą zupełnie co innego i są bezużyteczne…
Tak naprawdę te słowa są taką blokadą w naszym życiu, którą stawiamy na własne, czasem niczym nie uzasadnione, życzenie…
Każdy ma swoje nigdy, swoje kiedyś, jednak każdy chciałby je jakoś od siebie odpędzić… Możemy się starać móc pogodzić się z nigdy, tylko trzeba umieć rozróżnić faktyczne nigdy od ograniczeń, które sami sobie stawiamy często po prostu ze strachu, że może nam się nie udać, więc lepiej nie próbować…
Nienawidziłam słowa „nigdy”, zanim go nie oswoiłam i nie zrozumiałam, że każdy ma swoje „nigdy”… To słowo przeraża mnie teraz tylko w jednym wymiarze…że nigdy już kogoś nie zobaczę…
…ale nie lubię słowa „kiedyś”…
…i jego nigdy go nie oswoję…
pzez te wory mięcha z moderacji
dlaczego?
kiedyś pożegnam się z eltenem
A tu mam bardzo podobnie, z tą tylko różnicą, że słowo kiedyś uznaje w odniesieniu do czasu przeszłego. W sensie, że kiedyś istniało w moim życiu coś, czego teraz już nie doświadczam.
mondre słowa Moniko popieram pozdrawiam
Jestem tu… W tym punkcie, że nigdy… Że jednocześnie kiedyś… A, po prostu źle mi jest, że nigdy i że może kiedyś…